FILM

Chciałbym aby moje życie było jak pogodny film.
Gdy pojawią się problemy, rozprawiam się z nimi w mig.
Bo pojawia się dziewczyna, kumpel albo stary mistrz.

Kilka słów załatwia sprawę:
"uwierz w siebie", "warto żyć"!

I nic już nie może się stać!
I nic już nie może pójść źle!

Chciałbym abym w moim życiu wszystko mógł naprawić sam.
Sam rozwiązać każdy problem, każdy kłopot, każdą trudność!

Nic może mi przytrafić się, nie myślę o tym,
że jest jakiś świat dokoła mnie.
Morze pełne łez, mnóstwo bzdur i kłamstw.
I nie musieć myśleć o tym, że gdzieś tam panuje głód,
zamiast tego, że pojutrze mój psycholog urlop ma.

Chciałbym wierzyć, że ten drugi, co ma w oczach śmierć i strach,
mimo że jest całkiem inny, to jest w środku taki sam.
Kiedy moje życie, nie jest proste jakbym chciał.
A ten drugi, ten tak inny, w głowie ma tak inny film.

OGRÓD

Niech szlocha zimny wiatr!
Nie zmrozi nas, choć uderza w dom ze wszystkich sił!

Dookoła domu ogród nasz,
Bezpieczny i słoneczny wciąż,
Nie dosięgnie go chłód ani deszcz.

O nic nie muszę martwić się,
Ale jedno dręczy mnie…

Czemu innych dzieci nie ma tu?
Czemu nikt nie chce gonić mnie?

Jakich zasad nie nauczyłem się?
Jakiej prawdy nie chcę poznać?

Zrywam agrest,
Czasem jednej chwili dość,
By uciec stąd…

Spójrz tak blisko - słodki krzew,
Na nim marzeń sto!

Pożegnam je

KROK

Ta ścieżka prowadzi nas,
I choć każdy idzie nią sam,
To po omacku szuka drugiej dłoni,
Jesteśmy tu,
W tym samym miejscu i w tym samym czasie
I to jest ważne!

Choć pot na skroni i tyle ścieżek,
co oddalają nas od siebie,
Ja wierzę, że na samym końcu,
jak palce jednej dłoni pójdziemy w jedną stronę!

Zrób pierwszy krok, krok w moją stronę!

Drogowskaz wskazuje drogę, lecz nie przejdzie jej za Ciebie!
Drogowskaz wskazuje drogę, zrób to, ja czekam!

Pot schnie na skroniach, zbliżamy się!
Na horyzoncie widać już ostatni cel!
Jak palce jednej dłoni, jak palce jednej dłoni udźwigniemy wszystko!
Co przyniesie nam schyłek dnia.

A ty tylko zrób pierwszy krok!

RZEKA

Zależymy od pamięci tak jak rzeka od brzegów
Nurt ucieka bezpowrotnie, woda coraz bardziej mętna
I drugi raz nie wejdziesz do niej i tak,
To nie sztuka iść pod prąd,
gdy woda już dawno wyschła
Sztuka to przekroczyć ją bez budowania mostów!

Niech dni się toczą jak rzeka wezbrana,
Niech czas nie zawraca,
Niech miłość nie będzie pożegnana!

Rzekę od czasu różni to, że na niej można zbudować tamę,
A miłość to rzeka, ma gdzieś swoje źródło, być może jeszcze nieznane
Lecz nie warto ze strachu budować tam, bo nie przetrwasz powodzi.
Kiedy stracisz grunt nikt nie poda dłoni, to nie musi być tak.

Niech dni się toczą jak rzeka wezbrana,
Niech czas nie zawraca,
Niech miłość nigdy nie będzie pokonana!

DROGA

Przed sobą iskrę widzę tą, zawsze na niebie blisko gdzieś.
Tymczasem jednak widzę, że tęsknota w moim sercu jest.

Tak, pragnę więcej i więcej!
Tak, by słowa częściej wprowadzać w czyn!
By zostawiony przez nas świat był czymś lepszym, niż teraz jest.

Opowiem Ci o czym marzę.
Chcę zbudować nowy dom,
gdzie fundamentem miłość jest,
zrozumienie ludzkich serc.

Tak, już dobrze wiem, że nie mylę się, nie zawiodę.

Znam ścieżkę pośród drzew, drogą będzie nam!
Znam skałę pośród fal, na nią wejdę i w Twoje oczy spojrzę!

Znam ścieżkę pośród drzew, drogą będzie nam, nie zabłądzę!

ŚWIT

Pierwszy krzyk mi zabiera to, co dane było mi.
Światło uderza mnie prosto w twarz.
Pierwsze łyki powietrza, co palą, lecz dają żyć.
Od teraz mogę odliczać czas.

I czuję mój własny ciężar i siłę szans danych mi.
Oto ja - kolejny człowiek,
a wokół mnie mój pierwszy świt.
Jeden z tysięcy!
Pierwszy świt mi zabiera to, co domem było mi.

Świt!
Pierwszy świt mnie zabiera tam, gdzie przyjdzie mi spłacić dług wobec życia
i starać się sprawić, by żadnego wschodu nie żałować.
By żadnego wschodu słońca nie żałować, gdy zrodzi się świt!

PYTANIE

Dlaczego ciągle jestem tym, który pytań ma tysiące?
Gdzie wszystko oczywiste jest!

Zrozumienie prostych spraw mym udziałem nie jest wciąż.

Jak mam zacząć żyć normalnie,
gdy tyle spraw otwartych jest?

Czy to ja mam pytań sto,
a odpowiedzi nie chcę znać?
Czy to ja mam pytań sto,
czy wątpliwości mają mnie?

Czy jestem jedynym który nie chce zgodzić się,
na zastany tu porządek, gdzie króluje śmierć?
Nie chcę cudzych mieć problemów, za miliony mądrym być!
Ale przestać ciągle myśleć, jest pragnieniem mym.

Swoich marzeń dotknąć chcę,
i wierzę, że ze swych marzeń mogę dotknąć tam, gdzie horyzont ma kres!

Zawsze biegnę w stronę słońca, by przekonać się!

CZAS

Nie możesz być dorosłym, jeśli nigdy nie byłeś dzieckiem.
Nie myśl ile minęło, pomyśl ile zrobiłeś.
Gdy stajesz się dorosłym, tracisz złudzenia by zdobyć nowe, zdobyć lepsze.

I może myślisz, że one to wszystko…
Wtedy usiądź, obudź w sobie dziecko.

Przypomnij sobie każdy swój krok,
Nie myśl przez chwilę, wykonaj skok.
Otworzysz oczy, zobaczysz jak zmienia się w czasie cały Twój świat.
Od siebie samego nauczysz się, zdarte kolana bolą Cię mniej
Nie ma recepty na życia chęć, musisz w sobie ją mieć.

W darze od świata dostałeś czas, sam go zmarnujesz - komuś go daj.
Dostałeś za darmo, więc podziel się, tak jak dzieli się dziecko.

Przypomnij sobie każdy swój krok,
Nie myśl przez chwilę, wykonaj skok.
Otworzysz oczy, zobaczysz jak,
Zmienia się w czasie cały Twój świat…

PAMIĘĆ

Gdzie teraz jesteś?
Czy usłyszysz mój krzyk?
Czy odpowiesz mi?
Czy ważny jest mój szept?

Choćbym chciał, choćbym bardzo starał się,
Wiem, że nie mogłem zrobić nic, by ochronić Cię.

Zdjęcia na ścianach, figurki na półkach, to wszystko mnie pyta - gdzie teraz jesteś?
Już nie wiem, czy mam powiedzieć im prawdę, że czerwone szczypce przecięły twą nić.

Czy miało jakieś znaczenie, że tyle chęci i łez?
Czy można było coś zmienić, by nie skończył się twój los?

I jedyne, co odpowie mi na te pytania, to że wciąż pamiętam cię.
Wciąż pamiętam cię.

Wspomnienie przedłuża życie, pozwala na spokojny sen.
Twój uśmiech jest tak prawdziwy, jakbym ciągle widział cię.

Krąg nigdy się nie zamyka, klepsydra musi przesypać się,
Na zawsze nikt nie zasypia, wspomnienie pozwala odnaleźć sens.

NIEOSTATNI

W nas jest teraz czas!
By wybaczyć, zapomnieć, przypomnieć, uśmiechnąć się!

Do tych chwil, które znaczą coś,
i do tych, które nie znaczą nic.
Do tych chwil, które wzbudzają śmiech,
i do tych, w których panują łzy.

Nie muszę udawać już nigdy nikogo,
kim nigdy nie byłem i nigdy nie zechcę.
Nie muszę już błagać o zrozumienie,
Dla błędów na których uczyć się prawo mam.
Jeśli chociaż jeden moment, który pamiętać chcę!

Do chwil zazdrości, zwątpienia, euforii nie muszę udawać, że tego nie było!
Wszystko co człowiekiem być mi pozwala,
prosi, by sercu zachować je!

Jeszcze raz spójrz za siebie,
prosto we wspomnień toń!

Jeśli jest jeden moment, który pamiętać chcę.
już nie będę dawał się zranić, jeśli podasz mi dłoń!

'84

Przez szyby ustawowo otwartych okien, tam gdzie latarnie świecą za jasno
Tam Ministerstwo Prawdy czuwa, by to, co ma kolory, zgasło

Niszczymy słowa setkami i co dzień - kaci wolności jednoosobowej

REF: Szczęśliwy nam nastał rok – osiemdziesiąty czwarty rok
Życzymy Wam w imieniu Systemu
Życzymy Wam duszy na ramieniu

Masz tylko kilka centymetrów wolności pomiędzy lewym, a prawym uchem
Lecz my się ciągle rozwijamy, precyzyjniejsi z każdym ruchem

Potomność nigdy się nie dowie o katach wolności jednoosobowej

Osiemdziesiąty czwarty!

LUSTRO

Jak co rano patrzę ci w oczy – twarz wypełniona jadem
Kolejny dzień
Duszę się krawatem by nie zacząć wrzeszczeć
Co za spotkanie poranne – Ja, Ty, szpryca w wannie
Nienawidzę Cię a jednak proszę...

Naucz mnie, proszę naucz mnie
Jak żyć dzisiejszym dniem
Jak nie być swoją prywatną bestią
Naucz mnie, proszę naucz mnie
Inaczej zbiję lustro

Naucz mnie
Mnie naucz

Mej własnej Walki Krąg
Adrenalina jest jak prąd

Podpalę wszystko, zginie świat
Kiedy jesteś we mnie wiem, ile jestem wart
Nieważne skutki, potem przyjdzie czas
Aby myśleć, czy to mój obraz

A potem spojrzę trzeźwo i palnę w łeb
Nam, obydwu Nam
Obydwu.

'89

Ten nie człowiekiem, kto nie wybiera
A nam wszystkim to prawo dawno zabrali
Wszystkie poglądy są dziś uczciwe
Gdy wszyscy jak jeden zostali oszukani
Za późno już teraz na mędrców wnioski
Z lufą w ustach wymawia się tylko samogłoski

Cyfrowy świat, lecz analogowa zmiana
Agresja represja, nowa wersja!

To miejsce wymaga gruntownych zmian
I my znamy tych, co znają tych, co mają planie
Masz zęby, więc gryź, bo umiera twój pan
Co chciałeś – masz

A jeśli szukasz narzędzia zmian
To ja ci takie do ręki dam
Nie ufaj przyjaźni bo przyjaźń często zwodzi
Nie zmienią tego świata pacyfiści młodzi
W tym trudnym czasie jedyny nasz ratunek
Na zawsze niezawodny pocisku ładunek

Cyfrowy świat, lecz analogowa zmiana
Agresja represja, nowa wersja

Więc jeśli tylko zapragniesz zmian
A wiem, że pragniesz
Ja ci pocisków tyle dam
Że w końcu po którymś padniesz

Bo kiedy ty nam się znudzisz
Pod murem krzyknę – cel, pal.

NOWY WSPANIAŁY ŚWIAT

Wszyscy powstać i cisza na sali
Wolność słowa obita na mordę się wali

To twój nowy wspaniały świat
Nowy wspaniały świat

Kodeks karny – synonim prawa
I tak dalej i dalej to niezła zabawa
W zamian dajemy im wszystko, co trzeba
Państwo opiekuńcze przychyli wam nieba

Wszyscy powstać i cisza na sali
Oto nadszedł i musicie go chwalić!

SŁOWO

Znów mętny wzrok zdradza że
że błądzisz gdzieś myślą
Nie chcesz by „tu” i „teraz”
W końcu nabrało treści
Więc znów bierzesz pióro

I piszesz własną prawdę
Bo chciałbyś odlecieć, a...

Słowo to znów kłamstwo
Kroki wciąż po kamieniach
Praca to znów wieczny trud
Spokój to Twój błąd

Słowo to wieczny trud
Krok to znów kłamstwo
Praca by naprawić błąd
Przy nodze wciąż kamień

Pytania zadajesz chyba tylko po to
By ktoś dostrzegł i docenił Twoją przenikliwość
A odpowiedzi już od dawna w swojej głowie masz
Pytając tracisz czas
A czasem nieważne w którą stronę
Po prostu warto iść
Nawet gdy pod stopami kończy się grunt
Skoro dobrze wiesz czemu boisz się
Więc otwórz się na świat
Na słowa innych ludzi
Więc otwórz się na świat
Na słowa innych ludzi

Słowa co rozszerzają twoje źrenice
Słowa co pozwalają dostrzec innych
Naucz się słuchać, być może właśnie teraz
Ktoś mówi Ci do ucha
Jak najlepiej żyć

MGŁA

Przepłynąłem jeziora, wiele rzek
Znajdując i gubiąc grunt

Przemierzyłem oceany na których z oczu traci się horyzont

Płynąłem pod prąd, on porywał mnie
Wszystko żeby dotrzeć tu

Przeszedłem setki lasów i dróg
Przez śnieg, piach, zielone krainy
Dwa kroki do przodu, jeden w tył
Ale odnalazłem to i odnalazłem siebie

Skakałem ze skał choć nie widziałem dna
Czasem tylko gęsta mgła, w którą musiałem wierzyć

Ścierałem dłonie, zginałem kark
Teraz mogę podnieść głowę ten pierwszy raz

I nigdy nie poddałem się i teraz trzymam Ciebie
I wszystko było warte takich świtów
Gdy jestem dokładnie w tym miejscu
Które warte jest nawet nadalszych podróży

BŁĄD

Ile razy obiecywałeś, że to już ostatni raz?
Że Twoje dziecko nie będzie zastanawiać się, Nie będzie znów...

Czy trzeźwy wrócisz,
czy piłeś znów,
czy dobry humor masz,
czy Twoje pięści znów powitają je,
czy to znów ten czas.

Nie zdziwi mnie kolejny dramat,
nie zdziwi mnie Twój kolejny błąd.

Nie tylko pięści potrafią sprawiać ból,
Gdy traktujesz je jak odbicie Też zadajesz cios.
Oczekiwanie wyższe niż stawia świat.

To tylko dziecko, nie Ty czy ja.
Jedno życie, tyle spraw,
Jeden człowiek, błędów sto,
A każdy Twój.

INNY

Nie chcę niczyjej litości, żyć będę tak, jak chce.
Nie chcę prosić o łaskę, normalności gest.
I nie, ich żarty nigdy nie, nie bawiły mnie i nie śmieszą wciąż.
I gdy przypomnę sobie znów, nie sentymentu czar, ale zwykłą złość...

Każdy dzień Całkiem sam, Każdy dzień wyzwaniem jest.
Wytykających palców las nie obchodzi mnie.
Ze wszystkim sobie radzę, oszukuję się.
I nie chcę przyznać, że ich słowa ranią mnie.
Gdy nie widzi nikt, płaczę tak, jak nikt.
Jak wydostać się zastanawiam się.
Nie radzę sobie, proszę pomóż mi.

Na szczęście zasługuję, oszukuję się,
Jak zbudować dom bez miłości.

Każdy dzień Całkiem sam, Każdy dzień Wyzwaniem jest.

Teraz już wiem - z ludzką głupotą nie da wygrać się.
I pogodzony sam ze sobą określić mogę wszystko, co spotkało mnie.
Cenę, jaką zapłaciłem, tylko ja znam.
I wiem jak wielu nie było w stanie jej znieść.

ŚWIAT

Po co patrzeć mam na taki świat, który dawno powinien spłonąć?
Gdzie nie pamiętasz jak pachnie las, bo wciąż jesteś zalogowany.

Segregujemy ze względu na myśl, segregujemy ze względu na rasę.
Każdy oryginalny, a każdy taki sam.
Człowiek przeliczany na serduszka, obok człowiek nie wart już nic.
To co blisko daleko stąd, nawet gdy umiera z GŁODU.

Ten świat, Twój świat, nie mój świat.

Gdzieś tam płoną barykady, gdzieś tam morduje się wolność.
Na świat znów zakładasz filtr. prawda że tak wygodniej?
Za ile kupisz? za ile sprzedasz? Na pewno nic za darmo. Na pewno za darmo nic.

Otwórz oczy, miej świadomość, pokaż serce.
Ja nie mam już sił na ten świat.

Twój świat, Nasz świat, Nie mój świat. Nie mój świat.

NIEWIELE

Tak niewiele spraw miało jakieś znaczenie,
Otwartymi sercami karmiliśmy siebie.
Dziś na obiad zjadam żal, popijam łzami strach.
Gdy zaglądam przez okno nie świeci się światło.
W ogrodzie już kwiaty zimne i smutne.
Ja nie mogę wejść, już nie mogę wejść.

Choć drzwi otwarte, to już nie.
To nie jest już mój dom odkąd mieszkam w nim sam.
Chyba pora już spakować się i wyruszyć po tej krętej drodze.
Ostatni raz obejrzę się i niczym nie zaskoczę.

Ciemne okno, wyschnięty ogród, przede mną pusta ścieżka.

Ze sobą nie mam prawie nic *BLEGH* a i tak ciężko mi.

(JAK)

Co, gdybym zniknął?
Czy warto być dobrym?
Czy znam drogę?
Żyję czy egzystuję?
Czy wiem, czego tak naprawdę chcę?
Czy muszę udowadniać swoją wartość?
Wygram z depresją, czy ona wygra ze mną?
Czy prawdziwe szczęście istnieje?
Co stało się z moimi marzeniami?
Czemu zawsze ja?
Czemu wszystko mnie wkurwia?
Czy jestem z siebie dumny?
Czy muszę być taki jak oni?
Dlaczego ja?
Czemu wszystkich odpycham?
Czy było warto?
Czy naprawdę jestem sam?
Czy dotarłeś już do ściany?

ŚCIANA

Znów, głową w mur, szukam odpowiedzi.
Odbijam się od ściany do ściany.
Próbuję zebrać myśli rozsypane.
Próbuję znaleźć więcej prawdy.
Znów myśli sto, jak wybrać, jak przetrwać?

Odbijam się od ściany do ściany.
Błądzę w labiryncie nieswoich wyobrażeń,

Nie dam zamknąć się w więzieniu akceptacji.
Nie uwierzę w to, że muszę, nie uwierzę, że nie mogę.
Nie pozwolę wybudować muru w mojej głowie.
Nie ma miejsca na nienawiść i uprzedzenia.
Nie ma miejsca tam gdzie jest mój dom.

Powiem tak, gdy myślę tak.
Powiem nie, gdy nie chcę zgodzić się.

Nie boję się zburzyć mur,
Tam gdzie jest mój dom.

MIŁOŚĆ

I znów, próbuję przypomnieć sobie, Jak się poznaliśmy.
na kilka minut romantycznie wspominam nasze pierwsze spotkanie.
i właśnie wtedy uświadamiam sobie,
że To piękne, ale jednak wspomnienia.

Ale najważniejsze nie jest to, jak bardzo byliśmy zakochani.
To jest nic, afekt, kilka chwil, gdy porównuję je do tego,
co budujemy, co już zbudowaliśmy.

Razem, razem miłość, dom.

ŚPI

Przed kolejnym dniem śpij córeczko, oczy zmruż.
Niech spokoju koc otuli Cię, uchylone będą drzwi.
Bym słyszał Twój oddech, bym mógł przybiec Gdyby przyśnił Ci się koszmar.

Nie chcę zapomnieć żadnej z chwil.
Żadnej z chwil Twojej radości, żadnego uśmiechu,
Żadnej łzy cierpienia przed kolejnym dniem.

Śpij córeczko, oczy zmruż i Ty mamo, Ty zaśnij też.
Niech uchylone będą drzwi, bym mógł przybiec gdyby przyśnił Ci się koszmar.

A teraz śpij. Bym mógł przybiec, bym mógł pomóc,
gdyby przyśnił Ci się koszmar.

A teraz śpij Przed kolejnym dniem.

DOM

Jak zawsze byłem błędem, byłem niechciany,
wpatrzony w innych pogubiłem się.
Szedłem tak tą pustą ścieżką aż niespodziewanie znalazłem ją.

Coś zasialiśmy, co miało oznaczać nasz schron.
Powoli zniknęła nadzieja na to coś.

Nasz wspólny dom, mój dom,
nasz wspólny dom, twój dom,
nasz dom, wspólny dom.

Teraz gdy wspomnę tamto uczucie, wiedz, że nie o nie starałem się.
Już nie uciekam, chyba że kiedy idę by sprawić Ci niespodziankę.
Te drzwi, te okna, to wszystko jest teraz nasze.
Gdy patrzę na ścianę nie widzę przeszkody.

Gdy patrzę na ścianę widzę tylko dom,
nasz wspólny dom, dom.

Zbudowaliśmy dom, nasz dom.

JAK ĆMY

A miała przyjść już wiosna, odłamki lodu stopnieć
Powoli miały odmarzać wspomnienia
Miało wyjść już słońce, powoli rozgrzać kości
I ten jeden mięsień, co skuty lodem

Tymczasem siedzę sam i dokładam do ognia
Najlepiej przecież grzeje drewno ze spalonych mostów

I na coś ciągle czekam, i żyję nadzieją
Na pierwsze nieśmiałe kwiaty, nieśmiałe słowa
Co przebiją się przez moje własne
zimne wspomnienia, przez moje lodowate poczucie, że znowu
czegoś nie pamiętam

Chodź ja marznę, choć ja marznę,
Choć ty marzniesz, razem jakoś raźniej
Płomień, gdzieś w oddali
Nieśmiały znak, że można
Płomień, co nasz świat spali
Przez chwilę, widzimy wiosnę

(My) Jak ćmy
My, jak ćmy
Ja, zima, płomień, noc i ty.
Jak ćmy
My, jak ćmy
Ja, zima, płomień, noc i ty.

SKRZYDŁA

A kiedy zdarzy się taki dzień
Że nie będziesz mógł mocniej zacisnąć pięści
Że przeleje się tama, że zabraknie oddechu
Że ze szczytu wzgórza odważnie popatrzysz w dół
Że ze szczytu wzgórza popatrzysz niepokojąco chętnie

Będziesz musiał wybrać
Czy postawić krok, czy do góry się wznieść
Czy zamykasz oczy i zdajesz się na czas
Czy to ty dziś odmierzasz resztę
Kolejnego dnia, gdy zawieje wiatr, krzyknij prosto w twarz
sobie sam

Potrafię lecieć tak (potrafię lecieć tak), nawet gdy w oczy blask,
gdy skórę pali brzask wchodzącego dnia
Potrafię lecieć (potrafię lecieć tak) tak, jakbym miał złamać kark,
ale nad ziemią tuż potrafię wznosić się do chmur
Wznosić się do chmur

A jednak ptak, nawet gdy w oczy wiatr
A jednak ptak, choć może pisklę rzucone na nieprzyjazny świat
Choć wokół wicher, choć sztormy i burze
To z każdym dniem lecę, lecę

ZAPACH TRAW

Choć możesz już zapomnieć o czasach w których każdy z nas
myślał, wyłącznie jak zmarnować kolejny dzień
Miał na ustach słodki smak nieosiągalnych zmian
a księżyc jakoś mocniej zapowiadał, że wzejdzie słońce

Goń
Wyciągnij rękę, wyciągnij rękę
W dłoń
Złap swoje szczęście, to nowe szczęście

Nic
Nie będzie jak wczorajszy dzień
Bo i po co miałby powtarzać się

Choć słabszy blask już w naszych oczach, w naszych głowach
Choć opada głowa, a ręka czasem nie tak pewna
Cały czas podnosisz wzrok gdzieś na wiosenne słońce
Cały czas odważnie stąpasz, chłoniesz zapach traw
Ten zapach traw, każdego dnia, każdego dnia
Jest tak jak wtedy, jest tak jak wtedy
Ślad, widzisz ten ślad
Ślad pośród traw
Jest tak jak wtedy, jest tak jak wtedy
To tyle już przeszedłeś

MÓJ PŁOMIEŃ

Gasnę gdzieś (znów gasnę gdzieś), zanika płomień znów, wypalam się, tracę z linii wzroku twoją dłoń.
Duszący dym (duszący dym), co zamyka usta mi (zamyka mi), to znów moja wina, ty wiesz, że to moja wina.
Ty wiesz, że to znowu moja wina.

Jak drzewo w płonącym lesie, wśród tylu mi podobnych, wsód tylu samotnych.

A mogłem zrobić więcej, a mogłem ruszyć z miejsca.
Powyrywać korzenie, ruszyć wprost do ciebie.
Złamać prawa natury, złamać własne słabości.
Znów nie starczyło odwagi, zamiast z tobą płonę tu sam.

Poczucie winy, najgorszy możliwy ogień.
Największy pożar, w którym płonę sam, a wody brak.
Twojej wody brak.

KIEDY SKOŃCZY SIĘ DZIEŃ

Gdy złożysz głowę
Powoli zgasną światła miast
Kiedy skończy się dzień
I nie będziesz chciał wiedzieć, co kolejny dla ciebie ma
Ostatnie spojrzenie
Na szybie kropla
Jak ten dzień, którego nie chciałbyś już spotkać
Ale musisz

NIECH UCIEKA NOC

Budujemy powoli miasta w naszych głowach
Wciąż chowamy nasze ambicje w coraz ciaśniejszych pokojach

(Niespokojnym lękom) Dajemy domy naszym niespokojnym lękom
o jutro niespełnionym chęciom, za późno

(Znwu wyjdą z mroku) Zapomnieliśmy że o zmroku znowu wyjdą
na zewnątrz, będą rządzić tu twardą ręką

Ciągle tu brakuje świateł, co pomogą obrać nowy cel
Ciągle tu brakuje świateł, co pomogą obrać nowy cel

Nie pamiętamy, że to nasze własne miasta, to my musimy dać im
blask, czasem to znaczy uwolnić strach
Światła miast, nie bój się, wejść w nie i wyciągnać dłoń
Mocno chwyć każdy lęk i pewnym krokiem prowadź go pod prąd

A przed wami niech dziś ucieka noc

Niech ucieka noc, ze swoim lękiem idź, odważnie krocz, w dłoni dłoń
Gdy nie możesz go pokonać, widocznie tak musiało być
A teraz idź, a przed waszym światłem niech ucieka noc
Światła miast, światła miast
Światła miast, każdego z twoich miast
Światła miast, a przed nimi niech dziś ucieka noc
Niech dziś ucieka noc

A przed wami niech dziś ucieka noc

TOP